niedziela, 12 maja 2013

Rozdział 23

Emili
Obudziłam się koło dziesiątej i pierwsze co zrobiłam to złapałam za telefon sprawdzając czy żaden z chłopaków do mnie nie dzwonił. Jednak nie było żadnego nieodebranego połączenia. Zasępiłam się i poszłam do łazienki. Wzięłam długi prysznic i owinęła ręcznikiem powędrowałam z powrotem do swojego pokoju. Otworzyłam swoją szafę i wyciągnęłam z niej czarne dżinsy i błękitną koszulę nakładaną przez głowę. Z szafki obok wyciągnęłam bieliznę i będąc pewna, że w domu nikogo nie ma przebrałam się. Włożyłam jeszcze telefon do kieszeni i wyszłam z pokoju, zbiegając ze schodów znalazłam się w przestronnej kuchni. Zrobiłam sobie śniadanie, składające się z płatków i szklanki soku pomarańczowego. Po posiłku zadzwoniłam do Zayn'a z prośbą aby po mnie przyjechał. Nie minęło więcej niż dwadzieścia minut i chłopak czekał na mnie przed domem. Zgarnęłam jeszcze kurtkę i wyszłam przed budynek. Wsiadłam do samochodu witając się z Zayn'em pocałunkiem w policzek. 
-Cześć - mruknęłam przypinając się pasami. 
-Hej - odparł zaciskając ręce na kierownicy.
-Stało się coś? - zapytałam zaniepokojona.
-Właśnie nic - zdenerwował się. - Horan jeszcze się nie wybudził.
-Zayn spokojnie, dajmy mu czas - powiedziałam niepewnie. - To w ogóle cud, że jeszcze żyje - mruknęłam.
Malik głośno wypuścił powietrze.
-Może i masz racje - wyszeptał. - Dobra jedźmy już - uruchomił samochód i po chwili byliśmy w szpitalu.
Wysiadłam z pojazdu i skierowałam się do sali. Kilka chwil po mnie do środka zawitał również Zayn. Rozejrzałam się po sali. Wszyscy spali ze zmęczenia. 
-Wstawajcie, jesteśmy, możecie jechać - powiedziałam dość głośno.
Danielle zamrugała gwałtownie powiekami i skierowała na mnie swoje zaspane spojrzenie.
-Pomogę Ci obudzić resztę - wstała z krzesła i zaczęła budzić chłopaków.
Po chwili wszyscy już stali i prawie każdy przecierał oczy albo ziewał. 
-Nie za wygodne te krzesła - poskarżył się Liam.
-To nie ty spałeś na podłodze - oburzył się Harry.
-Przecież jak zasypiałem to siedziałeś jeszcze na krześle - zdziwił się Louis.
-Jeszcze - prychnął Lokowaty. - Potem zjebałem się na podłogę - przegarnął dłonią włosy.
-I nie obudziłeś się? - zakpił Zayn.
-Pieprz się, jedziemy do domu - Harold wyszedł z sali oburzony.
-No dobra to na razie - Payne zgarnął kluczyki z parapetu i wyszedł a za nim reszta.
-Zayn skoczysz mi po coś do picia? - zapytałam.
-Jasne idę - o dziwo zgodził się.
Zamrugałam powiekami, ale posłałam mu delikatny uśmiech i już go nie było. Po chwili wrócił z gorącą czekoladą i usiadł obok mnie.
-Odzywał się do Ciebie Nathan? - ni z tond ni zowąd zapytał Malik.
-Czemu pytasz? - zapytałam podejrzliwie. 
-Widziałem się z nim ostatnio - wyznał bawiąc się rąbkiem prześcieradła.
-Gdzie? - zdziwiłam się.
-W parku - nie patrzył mi w oczy.
-Kiedy? - naciskałam.
-Jakoś ze dwa dni temu - mruknął widocznie czymś zażenowany.
-Gadaj w końcu rzesz kurwa! - krzyknęłam trochę za głośno.
-Spokojnie. Zatrzymał mnie i pytał o ciebie - w końcu na mnie spojrzał. - Wymieniliśmy się poglądami, dostał w pysk i się rozeszliśmy - wyjaśnił w skrócie przebieg ich spotkania.
Pokręciłam głową z politowaniem.
-Czy ty zawsze musisz kogoś sklepać? -lekko się zezłościłam.
-Wkurwił mnie - próbował się usprawiedliwiać.
-Ciebie każdy wkurwia - rzuciłam zła.
-Emili, no  proszę Cię - jęknął.  
-Spadaj - machnęłam na niego ręką i wyszłam z sali.
Nie mam siły na tego chłopaka. Nie mógł normalnie porozmawiać z Nathan tylko od razu oklepać mu pysk? Dobra mam Coosey'owi za złe, że wciągnął mnie w te imprezy, nie ma co ukrywać, no ale od razu go bić? Mógł z nim spokojnie pogadać, albo nawet zlekceważyć, ale nie, bo po co. Kopnęłam w ścianę i warknęłam w myślach na Malik'a. 
-Idę się przejść - wsunęłam głowę do sali i mruknęłam do brata, żeby się nie martwił.
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, trzasnęłam drzwiami i żwawym krokiem wymaszerowałam przed szpital. Pierwszy raz głęboko zaciągnęłam się czystym powietrzem, a za drugim razem już zaciągałam się dymem papierosowym. Szare 'powietrze' przyjemnie drażniło moje gardło. Wyrzuciłam niedopałek do śmietnika i powędrowałam w stronę parku. Lubiłam tam przesiadywać, nie wiem dlaczego. Może to przez tą atmosferę którą tworzyły wszystkie te ćwierkające ptaki, biegające dzieciaki i starsze pary, a może zielone drzewa i szumiąca fontanna. Nie wiem, po prostu jak tam wchodzę to uśmiech pojawia mi się na twarzy. Wolnym krokiem szłam wybrukowaną ścieżką i patrzyłam w niebo, gdy nagle ktoś mały, albo coś sporego uderzyło w moje nogi. Schyliłam głowę i zobaczyłam małą dziewczynkę na około trzy letnią, nerwowo obejmującą moje nogi. Zdjęłam jej drobne rączki i przykucnęłam przy blondyneczce. 
-Cześć, skarbie - uśmiechnęłam się do niej.
-Cesc - wymamrotała ocierając oczy.
-Jak się nazywasz? - zapytałam.
-Amandia - otarła niebieskie oczka.
-A gdzie jest twoja mamusia? - próbowałam dowiedzieć się czegoś od dziewczynki.
-Nje fiem, źgubilam sie - zaczęłam płakać.
-Nie płacz, kochanie. Chodź poszukamy mamy - chwyciłam ją za rączkę i ruszyłam przez park.
Chodziłam już z Amandą prawie dwadzieścia minut a jej rodziców ani śladu. Dziewczynka zmęczyła się i nie chciała dalej iść. Wzięłam ją na ręce i kontynuowałam poszukiwania. Po chwili usłyszałam głośne i płaczliwe nawoływanie imienia. Skierowałam się w tamtą stronę i po chwili stałam przez kobietą z blond włosami i brązowymi, a może nawet piwnymi oczyma. Była szczupła i wysoka, wyglądała może na trzydzieści pięć lat.
-Proszę pani - przerwałam jej krzyki. 
-Słucham - zapytała nie odwracając się w moją stronę.
-Znalazłam pani córeczkę - powiedziałam.
Kobieta szybko się odwróciła i pochwyciła dziewczynkę z moich rąk całując ją i tłumacząc, że tak nie wolno. Już chciałam odejść gdy ta zatrzymała mnie.
-Na prawdę bardzo pani dziękuję za znalezienie córki - uśmiechnęłam się przez łzy.
-Nie ma za co, zresztą to dziewczynka znalazła mnie - zaśmiałam się serdecznie.
-Jeszcze raz Pani dziękuje - mruknęłam kobieta.
-Jaka Pani? - zapytała lekko zażenowana - Jestem od Pani młodsza, więc to dziwnie brzmi w pani ustach.
-Może faktycznie - uśmiechnęła się miło. - Jestem Emma - powiedziała.
-Ja Emili - uścisnęłam jej wyciągniętą dłoń. 
-Może wybierzesz się ze mną na kawę? - zapytała.
-Nie dziękuję, nie mam czasu - wykręcałam się.
-Skoro nie chcesz ze mną, to może z moim synem, jesteście pewnie w tym samym wieku - uśmiechnęła się. - Nathaniel choć na chwilę poznasz kogoś.
Krew zamarła mi w żyłach, a oddech w płucach, ale to nie może być on. Nie jeden Nathan na tym świecie. Już z daleka widziałam zbliżającego się do nas w miarę postawnego chłopaka. Gdy podszedł byłam pewna, że to on.
-Poznaj.. - zaczęłam jego mama.
-My się już znamy - uśmiechnął się chłopak.
-Na prawdę? - Emma była zdziwiona.
-Tak - mruknęłam patrząc na niego spod byka.
-To zostawiam was samych, porozmawiajcie sobie - wzięłam małą Amandę za rękę i odeszła. 
Popatrzyłam za dwiema oddalającymi się sylwetkami i zauważyłam małą machającą mi rączkę. Również pomachałam i skierowałam spojrzenie na blondyna.
-Dawno się nie spotkaliśmy - zrobił krok w moją stronę.
-Ale spotkałeś się z pięścią Zayn'a, nie wystarczy ci? - zaszydziłam i cofnęłam się krok w tył.
Chłopak roześmiał się nerwowo i przejechał ręką po rozciętej wardze. 
-Może i nie - wzruszył ramionami.
-Nie mam czasu na głupie pogaduszki, muszę iść - odwróciłam się na pięcie i zrobiłam kilka kroków w przód.
-Poczekaj - złapał mnie za przedramię.
-Czego jeszcze chcesz? - zapytałam zła.
-Chciałem cie przeprosić za to, że wciągnąłem cię w tę imprezy i alkohol, nie powinienem - spuścił wzrok.
-Owszem, nie powinieneś - wyrwałam rękę z uścisku. - Jest za późno na przeprosiny - odwróciłam się i ponowiłam próbę odejścia.
Jednak nic to nie dało, po chwili znów stałam odwrócona przodem do Coosey'a. 
-Spieprzaj - warknęłam na niego. - Ciężko zrozumieć?! - zdenerwowałam się.
-Proszę Cię, Emili - popatrzył na mnie z bólem w oczach. - Ja nie wiedziałem, że to zajdzie tak daleko, proszę Cię wybacz mi to. Błagam, na prawdę żałuję - mówił patrząc mi w oczy i trzymając za nadgarstki.
Pokiwałam przeczącą głową i odepchnęłam jego dłonie.
-Nie, Nathan - wyszeptałam i odeszłam nie oglądając się za siebie.
Słyszałam jak krzyczał moje imię, jak uderzał w drzewo, pokręciłam głową z niedowierzaniem i ruszyłam biegiem przed siebie. Zatrzymałam się dopiero pod drzwiami szpitala zmęczona, zdyszana, ale chyba zadowolona, że pozbyłam się tego chłopaka z mojego życia. Mam nadzieję, że więcej go nie zobaczę. Uspokoiłam oddech, napiłam się wody z automatu i weszłam do sali Niall'a. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Horan leżał na łóżku jak zwykle, a Zayn siedział obok i wpatrywał się w niego, chyba nawet mnie nie zauważając.
-Hej - powiedziałam.
Malik podskoczył na krześle mało z niego nie spadając i złapał się za serce. 
-Młoda przestraszyłaś mnie - rzucił oskarżycielskim tonem. 
-Trudno - wypięłam mu język.
-Wredota - przetarł oczy i ziewnął.
Odruchowo zerknęłam na zegarek i zdziwiłam się widząc godzinę dwudziestą. 
-Jedź do domu, ja jeszcze z nim posiedzę i też niedługo będę - poklepałam go po ramieniu.
-Chyba się skuszę - pocałował mnie w policzek i wyszedł.
Z głośnym westchnieniem opadłam na krzesło obok łóżka blondyna. Przeczytałam mu prawie cztery rozdziały książki i postanowiłam, że trochę z nim 'porozmawiam'.
-To był ciężki dzień - złapałam go za dłoń i pogładziłam ją kciukiem. 
W nadziei, że mnie słyszy opowiedziałam mu co się stało dzisiejszego dnia.
-Nie wiem, czy dobrze zrobiłam odrzucając przeprosiny Nathaniel'a - mruknęłam.
Nagle dłoń blondyna zacisnęła się na mojej.

Niall
-Bardzo dobrze - ledwo wychrypiałem. 
Długo nie używałem swojego gardła i trochę szwankowało. Obudziłem się już wczoraj, ale nie miałem siły mówić, poczekałem aż zbiorę trochę siły.
-Niall! - wykrzyknęła dziewczyna, a po jej policzkach potoczyły się łzy.
-Ja - uśmiechnąłem się, trochę zmęczony tą rozmową.
Dziewczyna wyleciała z sali jak rakieta i po chwili wróciła z lekarzem i pielęgniarkami. Wygonili czarnulkę z pomieszczenia i zaczęli mnie badać. Pytali jak się czuję, czy czegoś mi nie potrzeba i czy chcę, żeby ta dziewczyna weszła. Popatrzyłem na niego z dziwną miną i potwierdziłem. Po półgodzinnym męczeniu się z facetem w białym kitlu obok mnie zasiadła Emili. Była cała zapłakana, ale uśmiechnięta. Z wielkim wysiłkiem podniosłem rękę i otarłem jej policzek.
-Cześć - uśmiechnąłem się delikatnie.
Dziewczyna pokręciłam głową z politowaniem posłała mi uśmiech i przejechała palcami po moich blond włosach.
-Ale się chłopaki ucieszą - powiedziała speszona zabierając dłoń co skwitowałem prychnięciem.
-A ty? - nie dałem rady recytować całych zdań, więc mówiłem jak najmniej, ale starałem się żeby było to zrozumiałe. 
-Czy się ciesze? - zapytała.
Przytaknąłem, oczekując odpowiedzi.
-Nie - przewróciła oczyma. - Pewnie, że się cieszę. Siedziałam tu każdego dnia, mając tą jebaną świadomość, że możesz się nie wybudzić, że mogę już nigdy nie zobaczyć twoich niebieskich oczu i tej radości w tobie, że to wszystko przeze mnie, że wszyscy mnie znienawidzą, że znienawidzisz mnie ty, jeżeli się wybudzisz - wyszeptała bawiąc się palcami.
Nie mógłbym cię znienawidzić, bo cię kocham, pomyślałem. Jednak zamiast to powiedzieć złapałem ją za dłoń i mocno ścisnąłem, uśmiechając się. 


Uff.. Ale się namęczyłam nad tym rozdziałem. 
Kompletny brak weny -.-
W nagrodę za to, że tyle czekaliście, Niall wybudził się wcześniej niż planowałam xD
I takie pytanie : Emili ma wybaczyć Nathaniel'owi, czy nie? ^^
Do kolejnego rozdziału xd

3 komentarze:

  1. Za to że mnie wkręciłaś nie odpowiem na pytanie ;p ale tak to fajne ^^ Edypa

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wiem jak uważasz
    a rozdział suuuper ;D ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dodaj szybko nowy ;D
    Nie wiem...
    Żeby mu nie wybaczyła ;/
    ale jak uważasz

    OdpowiedzUsuń