sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 7.

PO RAZ KOLEJNY POJAWIŁY SIĘ NOWE POSTACIE! ZAPRASZAM DO ZAKŁADKI Z BOHATERAMI!


-Boże, ale nas wystraszyłaś idiotko - zaśmiał się Nat.
-Fajne mieliście miny - nadal rechotałam z przyjaciół.
-Mało zawału nie dostałem - poskarżył się naburmuszony Harry.
-No to już nie moja wina skarbie - pstryknęłam go w nos.
-Foch - ostentacyjnie odwrócił się na pięcie i odszedł kawałek zarzucając lokami.
-Dobra zostaw go, zaraz mu przejdzie - machnął ręką Liam.
-5..4..3..2.. - zaczął odliczać Lou - no i 1.
-Dobra przeszło mi - Zadowolony Hazz wrócił do nas.
-Boże co za dzieci - mruknęłam pod nosem.
-Dzieci? Ty jesteś najmłodsza - wytknął mi Nathan.
-Nie zaczynaj tego tematu, bo Cię zgasi - zaśmiał się Zayn. - Mnie już rano zgasiła.
-Mała, ale pyskata. Lubię takie - przysunął się do mnie Styles.
-A ja nie lubię brunetów z zielonymi ślepiami, którymi wgapiają się w dekolt dziewczyny - powiedziałam z kpiącym uśmieszkiem.
Chłopcy ryknęli głośnym śmiechem, a Harry znów strzelił focha. Po woli zaczęliśmy zbierać się z parku, ja z chłopakami do naszego domu, a Nat do swojego. Mówił, że czekają na niego kumple, a on miał wyskoczyć tylko po piwo do sklepu. No więc pożegnaliśmy się z nim i wróciliśmy do domu. Już od przedsionka chłopcy zaczęli ściągać z siebie przemoczone rzeczy, rzucając je dosłownie gdzie popadnie. Potem szybko pobiegli się przebrać. Ja natomiast nigdzie się nie śpieszyłam, a i tak byłam w salonie przed nimi. 
Chłopcy nie pojawiali się po godzinie więc postanowiłam wyjść na korytarz. Odruchowo spojrzałam w górę i na żyrandolu wisiały jakieś bokserki.
-Horan! - wydarłam się na cały dom.
Niall po chwili pojawił się w drzwiach swojego pokoju w samych spodniach.
-Co do kurwy nędzy Twoje bokserki robią na lampie?! - warknęłam wściekła.
-Skąd wiesz, że moje? - zapytał niewinnie podchodząc bliżej.
-A kto kurwa oprócz Ciebie w tym domu nosi bokserki w jakieś jebane czterolistne koniczynki! - krzyknęłam - No powiedz? - zapytałam trochę spokojniej.
Blondyn nie odezwał się tylko spuścił głowę i wszedł do kuchni, po chwili wrócił (co jest dziwne!) bez żadnego jedzenia a z krzesłem w ręku, zdjął swoją własność z żyrandola i cicho mamrocząc coś pod nosem wrócił do swojego pokoju. 
Z moich ust popłynęło jeszcze parę przekleństw na 4/5 zacnej grupy (Liam oczywiście po sobie posprzątał), gdy zbierałam ich rzeczy porozwalane po całym parterze domu. Wszystkie ciuchy wyrzuciłam przez okno i wróciłam do salonu. Włączyłam telewizje i rozłożyłam się na kanapie oglądając jakąś denną komedię.
-Em, gdzie są nasze ciuchy? - zapytał Mulat rozglądając się po pomieszczeniu.
-Na dworze - odparłam nadzwyczaj spokojnie.
-Jak.. Na dworze?! - wykrzyknął.
-Normalnie - wzruszyłam ramionami.
-Nie mogłaś najnormalniej w świecie położyć ich na schodach albo sofie? - popatrzył na mnie z pod półprzymkniętych powiek.
-Będziecie mieli nauczkę na przyszłość - uśmiechnęłam się do niego.
-Nienormalne dziecko - mruknął.
-Co znów zrobiłaś, ze Malik taki wkurzony? - zapytał Liam siadając obok mnie.
-Jego i pozostałej trójki ciuchy wylądowały na podwórku - uśmiechnęłam się niewinne.
Li głośno się zaśmiał i poczochrał mnie po czarnej czuprynie.
-Nie no, Ty to masz pomysły, młoda. Oj masz - zaśmiał się zabierając mi pilota.
-Ej!
-Milcz, kobieto. Mecz będę oglądał - powiedział z powagą wymalowaną na twarzy.
Po chwili dołączyli do nas chłopaki i zaciekle oglądali rywalizację dwóch drużyn. Lekko znudzona podniosłam się z miejsca siedzącego i ruszyłam po schodach do swojego pokoju.
Dotarłam do swojej twierdzy, zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam do biurka. Włączyłam laptopa i standardowo, twitter, jakieś stronki plotkarskie, parę piosenek i z powrotem do chłopaków.
Już na schodach słyszałam jakieś kłótnie.
-On jest mój! - darł się Harry.
-Mój! - odkrzyknął Niall.
I tak w kółko, i tak w kółko.
-O co się kłócą? - zapytałam siadając obok rozbawionego Zayn'a.
-O mnie - mruknął.
-Zaraz ich zgaszę - zachichotałam.
-Chłopaki! Malik jest mój - powiedziałam wstając z sofy.
-Wcale, że nie! - wykrzyknęli równo obaj.
-Ma go któryś z was w dowodzie? - zapytałam.
Odpowiedzią było przeczące kiwanie głowami.
-A ja mam! Więc Malik jest mój - wypięłam im język. - Podzielcie się nim jakoś - zażartowałam.
Loczek i Blondyn rzucili się na Zee i zaczęli coś krzyczeć i spychać siebie nawzajem. Po chwili do zawieruchy ciał dołączyć Louis, ciągnąc za sobą Liam'a. 
-Z kim ja żyję? - zapytałam samą siebie. 
Nagle rozległ się dobrze znany wszystkim dźwięk. Jako jedyna ogarnięta ruszyłam do drzwi. Od kluczyłam je i przed nimi zobaczyłam Perrie.
-Cześć Emili, zawołaj Zayn'a - powiedziała.
Popatrzyłam na nią z pod byka, jednak zawołałam Mulata.
-Czego kurwa ode mnie znów chcesz? - zapytał mnie wychodząc z salonu z potarganymi włosami i bez koszulki. - O cześć kochanie - podszedł i chciał ją pocałować.
-Coś Ty tam robił?! - wrzasnęła na niego.
-Wygłupiamy się z chłopakami - powiedział spokojnie.
-Akurat - warknęła.
-To chodź sprawdź - odsunął się aby blondynka mogła wejść do mieszkania.
Oboje skierowali się do salonu, a ja wolnym krokiem podążałam za nimi. Gdy zajrzałam do środka, pomieszczenie opanował mój perlisty śmiech. Chłopcy zastygli w bez ruchu. Wyglądało to mniej więcej tak. Lou stał w pochylonej pozycji, a przed nim klęczał Niall trzymając go za włosy, obok na ziemi leżał Liam, napadnięty przez Harry'ego, który jedną ręką go gilgotał, a drugą trzymał Zee za nogawkę spodni i nie chciał puścić. Jednak Malik ciągał go za loki i próbował się wyswobodzić. Edwards natomiast stała z boku i nie miała zadowolonej miny.
-Z czego radość? - zapytał Liam, wstając z ziemi.
-Nawet nie wiecie jak to świetnie wyglądało z boku - zaśmiałam się.
-Idź ty idiotko - mruknął Zayn i wyrywając się Loczkowi usiadł na kanapie.
-Sam jesteś idiotą - wytknęłam mu język.
Wycofałam się z salonu nałożyłam kurtkę, buty i krzyknęłam, że wychodzę.
Byłam umówiona na spotkanie z Charlie. Polubiłam od razu, tak jakby 'od pierwszego wejrzenia', jest bardzo zabawna i żywiołowa. Miałyśmy spotkać się w MSC, a potem iść na zakupy. Otworzyłam drzwi baru i omiótł mnie zapach shake'ów. Mocno się nim zaciągnęłam i zmierzałam do stolika w kącie pomieszczenia, gdzie czekała na mnie Char. 
-Cześć - przywitałyśmy się.
-Co tam? - zapytała blondynka.
-Nic ciekawego, chłopaki wydurniają się w domu, do Zayn'a przyszła Perrie - lekko się skrzywiłam. - Niedługo pewnie pojawią się też Danielle i Eleanor, więc wszystko jak zwykle - mruknęłam. - A u Ciebie?
-Nat siedzi z tymi swoimi durnymi kumplami na kanapie i popijają piwo - powiedziała widocznie nie zadowolona tym faktem.
-To może.. - zamyśliłam się. - Zmienimy plany i wyciągniemy chłopaków na jakiś spacer? - zapytałam.
-Dobra, czemu nie - wyjęła z portmonetki jakieś zaskórniaki i zostawiła na serwetce.
Po niespełna piętnastu minutach byłyśmy już w domu, który należał do Nathaniel'a. Weszłyśmy pewnym krokiem do środka, już od wejścia słysząc śmiechy trzech chłopaków.
-Ruszać dupy idziemy na spacer - powiedziałam, zabierając pilot jakiemuś brunetowi i wyłączając odbiornik.
-Ee.. Panna nie pozwalaj sobie - uśmiechnął się.
-Emili?! - Nathan podszedł i mnie przytuli. - Co Ty tu robisz? - zapytał zdziwiony.
-Twoja siostra powiedziała mi, że siedzicie i żłopiecie piwsko, więc przyszłyśmy was wyciągnąć na jakiś spacer - uśmiechnęłam się do nich.
-No to idziemy - z kanapy podniosło się dwóch brunetów.
-A może tak najpierw się przedstawicie? - zapytał Coo.
-A tak, tak. Już, już - zarechotał jeden z nich. - Jestem Andrew Benett - podał mi rękę i pocałował ją na co się zaśmiałam.
-Nie podlizuj się - warknął drugi i odepchnął go. - Ja to Chris. Chris Markoll - wyszczerzył białe zęby na których widniał aparat.
-No to ruszamy tyłki i idziemy bambusy - machnęłam ręką i jako pierwsza wyszłam z salonu.
Zaraz za mną pojawiła się Chars.
-Jak Ty to robisz? Mi się ich nigdy od telewizora nie udało odciągnąć - zaśmiała się.
-Ma się ten dar przekonywania. Idziecie tam  z tyłu?! - krzyknęłam.
-Idziemy, idziemy. Jeszcze czekamy na Chri, bo się wlecze - zarechotał blondyn.
-Wcale, że nie - odparł brunet.
-Dobra chodźcie - wyszłam na dwór, a zaraz za mną cała reszta. 
Skierowaliśmy się w stronę parku. Całą drogę rozmawialiśmy i śmieliśmy się z byle czego. Ben nawet dostał orzechem od ślicznej, rudej wiewióreczki. Poczułam jak ktoś ciągnie mnie za rękaw i zmusza do ustania.
-Co jest Charlie? - zapytałam.
-To Ha..aa..a..rry - wyjąkała.
Zaśmiałam się i spojrzałam tam gdzie ona i zobaczyłam chłopaka z lokami, idącego wolnym krokiem w przeciwnym kierunku. 
-Poczekajcie chwilę - powiedziałam do reszty.
-To Hazz, no nie? - zapytał Nat.
-Tak, idę do niego. Zaraz wrócę. 
Pobiegłam w stronę chłopaka i gdy byłam już dość blisko rzuciłam mu się na plecy. Loczek odwrócił się nagle i wpadłam w jego ręce.
-Cześć Haroldzie - zarechotałam z jego miny.
-Boże, młoda przestraszyłaś mnie - oparł swoje czoło o moje.
-O to mi chodziło - wyswobodziłam się z jego rąk i ustałam na własnych nogach.
-Małpa - dał mi kuksańca w bok - Sama jesteś? - rozejrzał się.
-Nie e - powiedziałam kręcą głową. - Z tamtymi trzema chłopakami i dziewczyną - pokazałam palcem, a towarzystwo pomachało rękami.
-To jest Nathaniel, no nie? - zapytał.
-Tak.Tamtych dwóch to jego kumple, a dziewczyna to siostra - powiedziałam.
-Ładna - zaśmiał się, za co dostał w łeb.
-Po co przylazłeś? - zapytałam.
-Chłopaki wysłali mnie po zakupy, bo szykujemy już po woli Sylwestra - wyszczerzył zęby.
-To przecież dopiero jutro - zdziwiłam się.
-No wiem - zarechotał. - Dobra idę, bo i tak trochę już mnie nie ma - znów się zaśmiał. 
-No to pa - pocałowałam go w policzek.
-Jeszcze raz - nadstawił drugi.
Westchnęłam ostentacyjnie i cmoknęłam jego drugi polik, po czym oddaliłam się z powrotem do znajomych.
-Dobra jestem - oznajmiłam.
-Co ten wariat tu robił? - zapytał Coo.
-Kupował ekwipunek na Sylwka - mruknęłam.
-Przecież to dopiero jutro - zdziwił się Andrew.
-To samo mu powiedziałam, ale za nimi nie nadążysz - zaśmiała się melodyjnie.
-Nimi? - wyłapał Markol.
-Mieszka z pięcioma facetami. Najmłodszy ma osiemnaście, a najstarszy dwadzieścia jeden lat - wyjaśnił Nathan. - Jeden z nich to jej brat.
-No to ładnie, jeszcze może to znany zespół, albo aktorzy - wyśmiał mnie Chri.
-Kojarzysz tych typków z plakatów na ścianie u mojej siostry? - ziewnął przeciągle piwnooki.
-Tych pięciu? To tak.
-No to właśnie ona mieszka z nimi - podrapał się po głowie Nat.
-Co Ty pieprzysz?! - bruneci popatrzyli na mnie zdziwieni.
-Bywa - zarechotałam.
Chciałam coś jeszcze dodać, ale rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Wyjęłam go z kieszeni i odebrałam.
-Halo?
-
-Tak, Styles nie kłamał.
-
-Boże, nie jesteś moim ojcem!
-
-Ehh.. jak się zgodzą to zobaczymy.
-
-Liam, błagam skończ mi ojcować.
-
-No dobra. Pa.
-
-Nie masz o co, na pewno nic mi nie będzie.
-
-Okej, to pa.
Rozłączyłam się. Gdy słucha się tylko jednak strony rozmowa może wyglądać trochę dziwnie.
-Co jest? - zapytał Chris widząc moją skwaszoną minę.
-Payn chce was poznać - mruknęłam niezadowolona.
-Kto to dla Ciebie? - zapytał Ben.
-Przyjaciel, ale czasem zachowuje się jak ojciec - warknęłam.
-Li się po prostu o Ciebie martwi.
-Wiem, wiem. To chcecie iść, czy nie? - zapytałam ich.
-Tak! Tak! Tak! Tak! - darła się Charlie.
Chłopaki zaczęli się z niej śmiać.
-Jak są spoko to pójdziemy, więc? - dociekał Ol.
-Są zajebiści - wyszczerzył się Nat.
-To idziemy.
Przez całą drogę do naszego domu panna Coosey strasznie się cieszyła i nie mogła opanować emocji.
-Dobra jesteśmy - powiedziałam.
Wszyscy skierowali wzrok na drzwi, które po chwili otworzyły się i wypadł z nich Louis, a za nim Niall z patelnią w ręku. Lou nie zauważył nas i wpakował się na Chris'a.
-O, przepraszam - bąknął i odsunął się.
Natomiast Horan siedział na schodach i śmiał się trzymając za brzuch. 
-Nie ma sprawy - zaśmiał się brunet. - Chris - wyciągnął rękę do Tomlinson'a.
-Louis - chłopak spojrzał mu w oczy.
Po chwili podbiegł do mnie wziął za ramiona i pociągnął w stronę chłopaka.
-Zobacz jakie ma zajebiste paczadła - powiedział do mnie.
Parsknęłam kolejną salwą śmiechu razem z resztą towarzystwa.
-Ty też masz śliczne Marchewko - poklepałam go po policzku.
Po chwili z domu wyszła reszta towarzystwa, oczywiście nasz zdolny Haroldzik potknął się o patelnię leżącą na schodach i śpiździł się z nich wpadając prosto w zaspę śniegu. Całym podwórkiem aż zatrzęsło od głosu wydobywającego się z naszych płuc. 
-Dobra, koniec. -zakomenderował Liam. - Na początek, żeby było kulturalnie, chociaż nie wiem czy to w jakikolwiek sposób możliwe z nimi - zaśmiał się,a my z nim. - Ja jestem Liam, ten czarny to Zayn, ten z patelnią to Niall, ten który wpadł na któregoś z was to Louis, a ten kalapeta to Harry. Obok mnie stoi moja dziewczyna Danielle, obok Lou jego dziewczyna Eleanor, a obok Zayn'a jego dziewczyna Perrie.
-No to teraz ja - wyszłam na przód. - Nathaniel'a już znacie, obok to jego siostra Charlie, wasza wielka fanka mówiąc nawiasem, ten na którego wpakował się Lou to Chris, a ten ostatni to Andrew - przedstawiłam wszystkim.
Wszyscy podali sobie dłonie i weszliśmy do mieszkania. Całkiem spora z nas gromadka. Taka ekipą można by pograć w butelkę. Ej, to jest plan.
-Ludu, mam pomysł - krzyknęłam entuzjastycznie.
-Oho, coś tak czułem, ze w tej małej główce coś się kłębi - zachichotał Malik.
-Milcz, niegodziwcze - wytknęłam mu język.
-No to jaki? - zapytał Li.
-Pograjmy w butelkę  jest nas trzynaścioro. Spokojnie starczy - podrzuciłam.
-Zajebisty pomysł - Lou zaczął skakać po kanapie.
-Boże, ile on ma lat? - zapytał ze śmiechem Chri.
-Dwadzieścia jeden - powiedziałam.
-On jest starszy ode mnie?! - zdziwił się. - Niezły kat.
-Mi to mówisz? - popatrzyłam na niego pobłażliwie. 
-A skąd wytrzaśniemy butelkę? - zapytał odkrywczo Niall.
Wstałam z dywanu i poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam butelkę piwa. Weszłam do salonu i rzuciłam nią w naszego piwosza.
-I co ja mam z tym zrobić? - zapytał Zee.
-Pij, tylko raz dwa - zarechotałam.
Malikowi zabłysły oczy i wychylił całą butelkę na raz.
-Wow - wyrwało się Chris'owi. - Jak żeś to zrobił? - zapytał zdziwiony.
-Ma się te sztuczki - zaśmiał się.
-Musisz mnie tego nauczyć - wymierzył w niego palcem.
-Jasne - przybił mu piątkę i obaj się roześmieli.
Najpierw przesunęliśmy stolik i meble, a potem rozsadziliśmy się w kole na dywanie. 
-No to co, kto pierwszy? - zapytałam.
-Może goście - oświecił nas Liam. - Trzymaj Nat - rzucił w niego butelką.
Ten wyszczerzył białe ząbki i zakręcił szklanym naczynkiem, które swoją szyjką wskazało na...



No to kolejna notka xd
Trochę mnie nie było,ale mam nadzieję, ze rozdział się spodoba.
-No to pa :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz