sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział 3.

     -Na prawdę nie ma za co - odparł chłopak trochę zdziwiony moim zachowaniem. 
-Może wracajmy już do chłopaków, pewnie się martwią - rzuciłam, ocierając ostatnie łzy z policzka.
-Tak, pewnie tak. Chodźmy - westchnął jakby zrezygnowany.
Wstaliśmy z ławki i wolnym krokiem skierowaliśmy się z powrotem do knajpy. Chłopcy siedzieli przy stole i o czymś rozmawiali, gdy weszliśmy nagle umilkli i spojrzeli na mnie dziwnym wzrokiem.
-Zayn, chodź tu - popatrzyłam gniewnie na Czarnego.
Byłam wręcz pewna, że to jego sprawa.
-Co jest? - zapytał podchodząc do mnie.
-Co im powiedziałeś? - walnęłam prosto z mostu.
-Ja?! Nic - uśmiechnął się niewinnie.
-Zayn?
-No.. Bo.. Ten.. No.. Zabijesz mnie - jąkał się.
-Zależy co powiedziałeś - zmarszczyłam czoło.
-No.. Powiedziałem im, że.. Podoba Ci się..
-Pojebało Cię?! - krzyknęłam i uderzyłam go w klatkę z taką siłą, że poleciał do tyłu.
Szybkim krokiem ponownie wyszłam z pomieszczenia, krzycząc wcześniej,żeby nikt mnie nie gonił.
     Byłam wkurzona! Jak on mógł to zrobić?! Mimo, że zostałam zmuszona aby to powiedzieć, to miałam nadzieję, że nikt się o tym nie dowie. Ufałam mu! Grr..
     Nie wiedziałam gdzie się podziać, szłam po prostu przed siebie. Weszłam po drodze do jakiegoś spożywczaka i kupiłam paczkę Black Devilsów. Miałam tak okropny humor, że musiałam zapalić, chociaż robiłam to bardzo rzadko, tak okazyjnie lub gdy byłam mocno wkurzona. Teraz była taka sytuacja. Wyszłam ze sklepu z paczką fajek i usiadłam na jakiejś ławce stojącej nieopodal. Wyjęłam jednego papierosa z opakowania i mocno się nim zaciągnęłam, uprzednio go zapalając. 
     Po piętnastu minutach ruszyłam w drogę powrotną do mieszkania. Włóczyłam się trochę po mieście, bo nie bardzo wiedziałam gdzie jestem. Zaszłam do jakiegoś kiosku i kupiłam mapę i zapytałam kioskarza o miejsce gdzie jestem.
-Dziękuję - mruknęłam dostając odpowiedź.
Ustałam na środku chodnika i z pomocą mapy ruszyłam w dobrym kierunku. Do domu wróciłam gdy było już dość ciemno. Weszłam do budynku, wyuczonym ruchem zrzuciłam adidasy i skierowałam się do kuchni. Wlałam do czajnika wody, a do kubka wsypałam 7 łyżeczek gorącej czekolady w proszku. Po chwili rozległ się gwizd ogłaszający, że woda się zagotowała, więc zalałam do pełna mój wywar i z parującą cieczą ruszyłam do swojego pokoju. Wdrapałam się po schodach i jak najdelikatniej potrafiłam otworzyłam, a potem zamknęłam drzwi od swojego małego świata. Podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Z kubkiem w ręku zaczęłam rozmyślać, o tym co się wydarzyło. Nie tylko dzisiaj, ale też dużo wcześniej, gdy byłam małym dzieckiem i prawie niczego nie rozumiałam i tak sytuacja z dzisiejszego dnia dobiła mnie do końca. Powierzchnia czekolady niebezpiecznie zadrżała gdy do kubka wkradła się pierwsza łza, a potem kolejna i następna, i następna. W obawie, że gorąca ciecz opuści brzegi kubka z Myszką Miki odstawiłam go na nocną szafkę stojąco niedaleko. Podciągnęłam kolana pod brodę i wpatrywałam się w księżyc i gwiazdy migoczące radośnie na ciemnym sklepieniu. 
-Emili?! - drzwi do mojego pokoju się otworzyły.
Westchnęłam głośno i przeciągle czekając na dalszy ciąg wypowiedzi.
-Gdzieś ty do cholery była?! Wiesz jak się o Ciebie martwiliśmy?! - zaczął się nade mną wytrząsać. 
Zeskoczyłam z parapetu na mięciutki dywan i ustałam przed nim. Gdy zobaczył moje łzy lekko się zmieszał i chciał mnie przytulić, ale go odepchnęłam.
-Wiem. A pomyślałeś o tym jak ja się czułam?! Nie dość, że wróciły wszystkie wspomnienia z czasów gdy musiałam się męczyć w tym przeklętym domu dziecka, to przypomniało mi się co czułam, gdy się cięłam, co czułam gdy mało nie zginęłam! Kiedy obudziłam się w szpitalu, miałam za złe lekarzom, że udało im się mnie uratować. Miała cholerną ochotę na śmierć, rozumiesz?! - krzyczałam. - Gdy wróciliśmy do domu, obiecałam, że nigdy więcej czegoś takiego nie zrobię, ale już wtedy planowałam kolejny zamach na swoje nędzne życie. Potem poznałeś mnie z chłopakami, to uczucie jakby minęło, zostało przygaszone płomykiem nadziei i radości. Zauroczyłam się w jednym z nich, a Ty, kurwa Pan wspaniałomyślny, wszystko im wygadałeś! - musiałam wykrzyczeć mu wszystko co czułam.
Nie panowałam już nad łzami, toczyły się po moich polikach jedna za druga, całym strumieniem. 
-Em, ja.. - znów chciał mnie objąć.
Po raz kolejny go odepchnęłam.
-Wyjdź - warknęłam.
Popatrzył na mnie zdziwiony, a jednocześnie smutny.
-Ale, Emili..
-Powiedziałam, żebyś wyszedł! - krzyknęłam ponownie.
Zayn ze spuszczoną głową opuścił mój pokój, wymawiając ciche 'przepraszam' zanim zatrzasnęłam za nim drzwi i osunęłam się po nich na ziemię, chowając głowę w dłonie. Płakałam. Nie wiem co mnie podkusiło żeby na niego krzyczeć, ale musiałam mu wszystko powiedzieć, nie potrafiłam dłużej tego w sobie kryć. Uspokoiłam się trochę i położyłam się do łóżka. Wypiłam wcześniej zrobioną gorącą czekoladę i z założonymi na uczy słuchawkami zasnęłam.
Obudziłam się kolejnego dnia około dwunastej. Niezbyt chętnie ruszyłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej zestaw na dzisiaj i ruszyłam do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam zęby i zrobiłam resztę standardowych czynności życiowych. Wyszłam ubrana. Miałam na sobie czarne rurki, białą bokserkę, fioletową bluzę i tego samego koloru air maxy. Zeszłam na dół i ku zdziwieniu oczywiście mojemu, przy stole za uwarzyłam chłopców. Zrobiłam minę typu 'WTF?!' i ruszyłam do kuchni po moje śniadanie. Zgarnęłam z koszyka jabłko i ruszyłam do drzwi.
-O cześć Emili - chłopaki dopiero mnie dostrzegli.
-Aha - mruknęłam lekceważąco trzaskając za sobą drzwiami.
Przy wyjściu natknęłam się na roześmianego Zayn'a z Perrie. Popatrzyłam na nią krzywo.
-Cześć Emili - popatrzyłam na mnie.
-A spieprzaj - mruknęłam, ale usłyszała.
-Danielle i Eleanor Cię zmieniły - powiedziałam lekceważąco.
-Spieprzaj! Nie dosłyszałaś czy jak?! - warknęłam na nią.
Malik stał obok nawet na mnie nie patrząc. Przeniosłam na chwile wzrok na niego. Stał z opuszczoną głową i wpatrywał się w czubki swoich butów. Byłam na niego okropnie zła. 
-Hej Em - podniósł głowę.
-Taa.. - mruknęłam.
-Perrie idź do chłopaków, ja chce pogadać z Młodą - puścił jej rękę i pchnął delikatnie w stronę drzwi.
Dziewczyna z naburmuszoną miną skierowała się w stronę wejścia i chyba poszła do chłopaków. 
-Em..
-Daruj sobie Zayn. Nie chce mi się gadać.
-Kurwa E! Posłuchaj mnie. Ja nie wiedziałem,że to aż tak Cię dotknie. Nie zamierzałem im tego powiedzieć, to wyszło samo z siebie, a co do tego co działo się gdy rodzice zginęli.Chciałem być przy Tobie i nadal chce. Jesteś moją siostrą, chce się Tobą zając, ale nie zastąpię Ci rodziców. Nie jestem na Ciebie zły za wczorajszy wybuch, ale jest mi przykro, że nie powiedziałaś mi tego wcześniej - przerwał. - A i jeszcze jedno. Przepraszam, na prawdę Cię przepraszam. 
Skończył swoją wypowiedź, popatrzył mi ostatni raz w oczy i odwrócił się na pięcie. Złapałam go za rękaw ciepłej bluzy. Chłopak odwrócił się i spojrzał na mnie. Rzuciłam mu się w ramiona i mocno objęłam w pasie. Cicho łkałam, a czarna bluza Zee wchłaniała moje łzy.
-Nie masz za co mnie przepraszać, poniosło mnie wczoraj. Zbyt długo to w sobie tłumiłam - powiedziałam przez mokre krople płynące z moich brązowych oczu.
-Tylko nie płacz. Wiesz, że nie lubię gdy jesteś smutna - otarł moje policzki Z.
-Tak, wiem. Dobra chodźmy do domu - westchnęłam, ogarniając włosy i twarz.
Uśmiechnięci ruszyliśmy do domu, gdzie oczywiście panował wielki rumor. Chłopcy ganiali się po całym salonie, zapewne szukając pilota, a Perrie gdzieś zniknęła, prawdopodobnie w łazience. Westchnęłam i wzięłam narzędzie mające władzę nad telewizorem z półki z przedsionka i usiadłam na sofie. Zaczęłam przełączać programy, aż zatrzymałam się na jakimś kanale, gdzie leciała muzyka. Chłopcy zatrzymali się zdezorientowani. 
-Skąd masz pilota? - zapytał Louis.
-Leżał w przedsionku na szafce - wzruszyłam ramionami.
-Na nią! - wydał rozkaz Hazza.
Wszyscy włączając w to Malik'a rzucili się na mnie jak stado dzikich małp. Gdy bezczelnie wyrwano mi pilot z ręki wydostałam się z tej plątaniny ciał. 
-Idioci - zaśmiałam się.
-Śpadaj - udał obrażonego Loui. 
Zaczęłam się z niego śmiać, razem z pozostałymi członkami zespołu. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi, ogarnęłam się i poszłam otworzyć. W progu zobaczyłam Dan i Eleanor. Uśmiechnęłam się do nich, przytuliłam każdą i weszłyśmy do środka. 
-Pe! - wydarł się Liam i rzucił na swoją dziewczynę.
-Cal! - to samo zrobił Tommo.
Stałam z boku razem z pozostałą trójką i cieszyłam twarz. Wyglądali słodko, gdy się witali.
-Rzygam tęczą - to miłą chwile przerwało nam wejście Pezz.
-Przymknij dziób - rzuciłam w jej stronę.
-On źle na Ciebie wpływają - popatrzyła na swoje paznokcie.
-Radzę Ci nie zaczynać, bo mam zły humor - mruknęłam gniewnie. 
-Emili, skończ - Bad Boy dźgnął mnie łokciem.
-Zayn, ale no.. - zakończyłam widząc jego minę. - Nie złość się - przytuliłam go.
-Ehh.. Wiesz Am, że na Ciebie nie da się gniewać.
-Ah ten mój urok osobisty, nie? - poruszyłam brwiami, co rozbawiło wszystkich oprócz blondynki
-To mój tekst - uświadomił sobie po chwili Harry.
-Teraz już mój - wytknęłam mu język.
Chłopak rzucił się w pogoń za mną.
-Ratunku! - darłam się przeskakując przez sofę.
H chciał zrobić to samo, ale biedny zahaczył nogą o oparcie mebla i runął na ziemię jak długi. Chłopcy wraz z Dan i Elką ryknęli głośnym śmiechem.
-Oj Haroldzie - powiedziałam między salwami śmiechu.
Chłopak posłał na gniewne spojrzenie spod włosów opadających na czoło i podniósł się z ziemi.
-Zemszczę się - wbił we mnie przenikliwe spojrzenie.
-Tak, oczywiście - ukłoniłam się delikatnie i wybuchłam jeszcze głośniejszym śmiechem. 
Chłopcy tarzali się po dywanie. Sama byłam temu bliska. Usiadłam na pechowej sofie i zaczęłam się śmiać z naszego kochanego Loczka. Po chwili sam poszkodowany dołączył do nas, gdy ujrzał komiczność tej sytuacji.
-I tak Ci oddam - zarechotał wciskając mi palec w żebro. 
Odskoczyłam, nie lubiłam tego. 
-Tylko żebyś sobie nic nie zrobił - rzuciła Danielle.
-Payn uspokój swoją dziewczynę - zbulwersował się na żarty Harry.
-Ale z Ciebie dzieciak - Liam zgarnął Dan ramieniem i przytulił do swojego boku.
-Jesteście słodcy - uśmiechnęłam się ciepło.
-To dzięki mnie - zarechotała Pez.
-Oboje wiemy, że to ja jestem tu najładniejszy - zawtórował jej Li.
-Nie bo ja - wdarł się między nich Lou.
-Nieprawda, ja - krzyknął Malik, stając u boku Daddy'ego. 
-Wszyscy wiedzą, że mowa tu o mnie - wyrwał się Niall.
-Moje loki i ja stoimy co do tego na pierwszym miejscu - zaznaczył Harry.
-Phi.. To ja, wielbcie mnie - zażartowałam El i wskoczyła Marchewie na plecy. 
-Patologia, no patologia - walnęłam się ręką w czoło.
-Tu się zgodzę - mruknęła Pezza.
-To Ty tu jeszcze jesteś?! - zrobiłam wielkie oczy ze zdziwienia. - Nie wiedziałam.
-Siedzę tu cały czas - warknęła.
-Ups - wymknęło się Niall'owi.
Zarechotałam pod nosem i odwróciłam się w stronę telewizora. Przełączyłam na jakieś wiadomości. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Hazzy z jakąś blondynką, po krótkiej analizie doszła do wniosku, że to Taylor, Taylor Swift. 
-Przymknijcie się na chwilę! - krzyknęłam.
Wszyscy od razu się uspokoili. Dźwięk był na włączony na max'a. Po chwili zdjęcie się zmniejszyło i zobaczyliśmy cytatą prezenterkę, która zaczęła mówić : ,,Harry Styles z zespołu One Direction był ostatnio widziany z piosenkarką Taylor Swift. Wychodzili z knajpki trzymając się za ręce i słodko do siebie uśmiechając. Naszemu reporterowi udało się zrobić im zdjęcie i o to je mamy. '' Cytatka skończyła gadać, uśmiechnęła się wyuczonym uśmiechem i na ekran znów wpłynęło zdjęcie zadowolonej pary. Bynajmniej tak wyglądali.
-Haaaaaaarry! - krzyknęłam i chłopak już siedział obok mnie.
-Czy my o czymś nie wiemy? - zapytała go Dan z podniesioną brwią.
-No.. Bo.. Ja.. Spotykam się z Taylor - spuścił głowę.
-To świetnie! - uściskałam go.
-Myślałem, ze będziecie na mnie źli - wyznał.
-Za co? Jeżeli jesteś szczęśliwi to my też - Lou poczochrał go po włosach.
-Masz nam ją przedstawić - wymierzyłam w niego palcem. - Najlepiej dzisiaj.
-To ja do niej zadzwonię i ją zaproszę - uśmiechnął się.
Zadowolony pobiegł do swojego pokoju i zadzwonił do dziewczyny.
-Powiedziała, że będzie o osiemnastej - rzucił radośnie.
-Ok, to ja się idę przebrać, bo jest siedemnasta - wstałam z sofy i poszłam do pokoju. 
Otworzyłam drzwi do pokoju i ustałam przed szafą. Wybrałam czerwone rurki, czarną bokserkę i białą bejsbolówkę. Zeszłam na dół i ze zdziwieniem zauważyłam, że to wszystko zajęło mi czterdzieści minut. Usiadłam na fotelu i wpatrywałam się w zegar. Punktualnie o osiemnastej rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć i zauważyłam drobną blondynkę. 
-Cześć - uśmiechnęłam się.
-Hej, nie pomyliłam adresów? - zapytała nieśmiało.
-No co Ty! Jestem Emili, siostra Zayn'a Malik'a - wyciągnęłam do niej rękę.
-Podobna - uścisnęła moją dłoń.
-Haroldzie, Taylor przyszła! - krzyknęłam. - Wejdź - odsunęłam się aby mogła swobodnie przejść. 
Po chwili pojawił się Hazza, przywitał się z Swift i zaprowadził ją do salonu. Po chwili rozległy się krzyki i radosny śmiech trzech dziewczyn. Rumor był taki sam, gdy przedstawiali się mi. Stałam w progu i wszystkiemu się przyglądałam z uśmiechem na ustach. 



Cześć koty ;D
No i mamy 3.
Za 4 komentarze bd kolejny ;p
+w postaciach pojawiła się Taylor ;*
Do następnej <69

1 komentarz: